środa, 5 marca 2014

Chapter 1


*Joy's perspective*

Dochodząc do szkoły miałam bardzo dobry humor, bo wiedziałam że po południu spotkam się z Niallem. Przechodząc obok placu zabaw, pomyślałam, że kiedyś chciałabym założyć rodzinę z kimś, kto mnie na prawdę pokocha. Podobam się wielu chłopakom, ale oni zwracają uwagę tylko na mój wygląd. Ja chciałabym aby mój przyszły chłopak widział we mnie nie tylko urodę, ale też charakter. Tak rozmyślając, niedługo później przekroczyłam mury szkoły. Wszystkie spojrzenia od razu powędrowały na mnie. Nienawidziłam tego, gdy wszyscy obserwują mnie i obgadują za plecami zamiast powiedzieć mi tego co o mnie myślą prosto w twarz. Starałam się nie zwracać na to większej uwagi i szłam spokojnie, prosto do klasy.
Jednak mój spokój nie trwał zbyt długo, bo na horyzoncie pojawiła się Angel, Lola i Cass.
Oczywiście nie powstrzymały się od docinek w moim kierunku:
- O proszę ! Nasza wzorowa uczennica Joy. Hmmm a ty nie powinnaś już siedzieć w sali od fizyki i odkrywać nowe cząsteczki ? Ach taak zapomniałam, że niestety jesteś bardzo kiepska w tej dziedzinie i nie możesz dostać stypendium, tak jak co poniektórzy. Hahaha ! - odgarniając włosy na bok poszła dalej, trącając przy okazji moje ramię tak, że wyleciały mi wszystkie książki. (mówiąc "co poniektórzy" miała oczywiście na myśli siebie -,- No bo jak można być dobrym we wszystkim ? Hmm nie trzeba, wystarczy że mamusia jest dyrektorem.) Rutynowo blond-klony pobiegły zaraz za nią.

Ugh ! Jak ja jej nienawidzę ! Ale tak dla wyjaśnienia, to ja owszem staram się zdobyć to stypendium, ale nie jest to najważniejsza sprawa w moim życiu. Miałabym je na pewno, lecz przeszkadza mi w tym właśnie fizyka. Nigdy jej nie rozumiałam, choć mam bardzo dobrego nauczyciela.
Doszłam w końcu pod klasę równo z dzwonkiem. Usiadłam na swoim miejscu w przed ostatniej ławce pod oknem. Gdy do klasy wszedł pan Payne, zapewne większość damskiej części klasy, w gaciach miała już mokro. To była norma. Wszystkie dziewczyny ze szkoły podniecały się na sam widok młodego nauczyciela. Może nie wszystkie, ale z pewnością większość z nich.
Fizyka była moją zmorą, miałam z nią problemy od samego początku. Jak by tego było mało, mimo, że szkoła była jedną z najlepszych w mieście i tak pewne osoby były potępianie. Jedną z tych osób byłam właśnie ja.

Pan Payne tłumaczył właśnie jak obliczać coś czego i tak nie rozumiałam. Niby starałam się słuchać, ale i tak gówno z tego wiedziałam. Zaczęłam rysować jakieś kwiatki w zeszycie, oglądać swoje całkiem nienagannie pomalowane paznokcie, a nawet robić origami. Spojrzałam na zegarek wiszący na jednej ze ścian i oczy otworzyły mi się szerzej ze zdziwienia. Albo mi się poprzestawiało w mózgu, albo ten zegarek źle chodzi, bo to kurwa jest niemożliwe, że minęło dopiero pierwsze 15 minut lekcji. Wydałam z siebie cichy jęk niezadowolenia i wróciłam do rysowania moich jakże artystycznych rysunków na marginesach i końcu zeszyty. Po kilku minutach, może sekundach, nie wiem bo na fizyce czas płynie jakimś swoim własnym nieznanym dla mnie tempem, na mojej ławce wylądował papierowy samolocik. Spojrzałam w stronę, z ktorej do mnie trafił i zobaczyłam Angel. No tak bo kto inny pisałby do mnie i to na dodatek na fizyce ? Nikt inny jak nie ona. Rozłożyłam samolocik i przeczytałam wiadomość napisaną idealnie równo i starannie. "I co kochaniutka, nie umiesz rozwiązać zadania ? ... ohhh jak mi przykro :) ". Spojrzałam jeszcze raz w kierunku Morris, która uśmiechała się do mnie z wyższością. Wzięłam do ręki długopis i napisałam krótko, zwięźle i na temat "Spierdalaj Angel". Upewniłam się, że nauczyciel nie patrzy w moją stronę i rzuciłam złożonym kawałkiem papieru w kierunku dziewczyny. Patrząc na mnie z tym swoim chytrym uśmieszkiem na twarzy odwinęła kartkę i przeczytała moją wiadomość. Kiedy znów podniosła na mnie wzrok widziałam jak jej twarz powoli staje się czerwona od złości, a usta zaciska w cienką linię. Właściwie nie wiem co ją tak wkurzyło, w końcu napisałam tylko dwa słowa. Tym razem to ja się do niej uśmiechnęłam z wyższością.
Znów pochyliłam się nad zeszytem i zaczęłam bazgrać po marginesie, ledwo narysowałam dwie kreseczki, kiedy usłyszałam szuranie odsuwanego krzesła, a następnie wielki huk. Spojrzałam w kierunku zamieszania i zobaczyłam Angel stojącą kilka kroków od swojej ławki, jej krzesło leżało kilka metrów dalej Wow ma babka tupet ! Jej twarz przypominała w tej chwili wielkiego czerwonego pomidora, a dłonie miała zaciśnięte w pięści... raczej piąstki. Cała klasa łącznie z nauczycielem gapiła się na Morris, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Podeszła bliżej mojej ławki i stała kilka sekund, po czym jednym ruchem zrzuciła na ziemię wszystko co na niej było. Lekko podskoczyłam na krześle i otworzyłam szerzej oczy. Co ona do chuja wyprawia ?!
Kątem oka spojrzałam na pana Liama. Jego brwi były zmarszczone w zamyśleniu, a usta miał lekko otwarte ze zdziwienia. Znów skupiłam się na blondynce i zauważyłam, że bierze zamach by dać mi siarczysty policzek. Nie zrobiłam nic specjalnego, po prostu czekałam na cios. Już miałam poczuć jej dłoń na mojej twarzy, kiedy Payne gwałtownie złapał ją za prawe przedramię. Kiedy on tutaj zdążył dojść ?!
- Morris ! Wyjdź z klasy i wróć jak ochłoniesz ! - huhuhu ktoś się wkurzył, zwykle pan od fizyki mówił do nas po imieniu, uważał, że mówiąc po nazwisku, nie mamy do siebie szacunku.
- Dobrze proszę pana - ze spuszczoną głową wyszła z klasy, nawet nie odpyskowując, czym zapewne zdziwiła nie tylko mnie. Nauczyciel podszedł bliżej mojej ławki. Podparł się na rękach i pochylił się nade mną. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym w końcu coś powiedział
-Nic ci nie jest ? - moją jedyną reakcją było pokiwanie przecząco głową. - Przestańcie się patrzeć, lepiej zróbcie zadanie 5 na stronie 172 - po tych słowach wszyscy zaczęli wykonywać polecenie nauczyciela. Chciałam wstać po moje rzeczy leżące na podłodze, ale nawet nie zdążyłam podnieść tyłka z krzesła a pan Payne już układał książki na ławce.
- Dziękuję - nie wiem czy usłyszał bo powiedziałam to na prawdę cicho, spojrzałam w jego oczy, były barwy której chyba nie umiem określić, a na pewno nie po tak krótkiej chwili patrzenia na nie.
- Nie ma za co, Joy chciałbym żebyś została chwilę po lekcji. - powiedział, lekko odepchnął się od mojego stanowiska, po czym podszedł do tablicy i zapisał kilka zadań do zrobienia w domu.
Powiedział jeszcze kilka zdań i pozwolił nam się spakować.

Oczywiście po dzwonku czekałam na niego jeszcze kilka minut, bo panienki z mojej klasy potrzebowały wytłumaczenia zadania domowego. Czy on na serio nie widzi, że one tak na prawdę potrafią to rozwiązać w kilka sekund, całe szczęście, że ta przerwa trwa dłużej niż 5 minut. Raczej nie chciałabym tłumaczyć się nauczycielce przed całą klasą. Kiedy w końcu skończył rozmawiać z dziewczynami podszedł do swojego biurka, a mi wskazał ręką żebym usiadła na jednym z krzeseł.
- O co chodzi Panie Payne ?
- Chciałbym się dowiedzieć o co pokłóciłaś się dzisiaj z Angel. - o kurwa...
- O nic poważnego.
- Joy, proszę opowiedz mi o tym.
- Yyy... zapomniałam oddać jej ulubionego lakieru do paznokci. - uff, wybrnęłam.
- Na pewno właśnie o to się tak wściekła ?
- Tak.
- Nie wierzę ci Joy. Powiedz mi prawdę, albo wstawię ci nieodpowiednie za okłamywanie nauczyciela, a   na twoim miejscu nie ryzykowałbym nienagannych ocen.
- No dobrze. Po prostu chodzi o to, że... że kupiłam te same buty co ona i założyłam je pierwsza. To na prawdę nic takiego. - no nie drąż już człowieku
- Powiedzmy że ci wierzę. Idź już bo się na lekcje spóźnisz.
- Do widzenia !

Następną lekcja była matematyka, która przebiegła bez większych problemów. Miałam jeszcze chemię, angielski, geografię, plastykę i muzykę.

***

No nareszcie ! Muszę szybko dojść do pracy bo się spóźnię !
Ale jeszcze zahaczyłam o Starbucksa jak to miałam w zwyczaju i z pysznym czekoladowym latte szłam przed siebie.
 Chwilę przed czasem byłam w budynku, gdzie na wejściu już rozbrzmiewała muzyka.
Weszłam do mojej sali z fortepianem i czekałam na przyjście pierwszej uczennicy. Nagle w sali rozszedł się odgłos pukania do drzwi. Uchyliły się a w nich stanął mój najlepszy, a za razem jedyny prawdziwy przyjaciel. Podbiegłam do niego z prędkością światła i od razu się w niego wtuliłam.
- Heej mała !
- Hej Horanku ! - uśmiechnęłam się do niego promiennie, na co on też ukazał rządek śnieżno białych równych zębów. No jak można być aż tak kurwa idealnym ?!
- O której dzisiaj kończysz ?
- O 17:30, a o co chodzi ? - czekałam zniecierpliwiona na jego odpowiedź.
- Nooo chciałbym cię gdzieś zabrać. - przybrał tajemniczy wyraz twarzy.
- A zdradzisz mi może gdzie ?
- Nie. To będzie takie małe suprise. - powiedział śmiesznie ruszając brwiami - Powiem ci tylko, że przyjadę po ciebie o 20:00. Ubierz się jakoś ładnie. - puścił mi oczko i wyszedł.

Chwilę później weszła do mnie pierwsza uczennica. Przywitałam się z nią i zaczęłyśmy lekcje. Uwielbiam pracować z małymi dziećmi, bo one nie pyskują, nie przewracają oczami i starają się zrozumieć co mówię i robić wszystko najlepiej jak potrafią.
W miłej atmosferze dotrwałam do końca mojej pracy i zaczęłam zbierać się do domu. Pożegnałam się ze wszystkimi i spacerem ruszyłam do domu. Niedługo później przekroczyłam próg mojego mieszkania i poszłam coś zjeść. Usmażyłam naleśniki i w towarzystwie grającego radia zjadłam je. Spojrzałam na zegarek i moje oczy pewnie były wielkości piłeczek od ping-ponga. Za godzinę ma przyjechać Horan a ja jeszcze nie gotowa ! Szybko pobiegłam do sypialni i biorąc po drodze czystą bieliznę poszłam wziąć prysznic. Odświeżona zrobiłam dość mocny makijaż i ubrałam się w przecierane jeansy, białą zwiewną bluzkę, czarną ramoneskę, bordowe converse i czarny komin.



Gotowa wyczekiwałam przyjazdu blondyna. Usiadłam na kanapie, kiedy usłyszałam trzask drzwi samochodowych. Wstałam kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Uśmiechnięta otworzyłam blondynowi, który był ubrany w czarne dopasowane rurki, białą obcisłą koszulkę, która idealnie opinała jego umięśniony tors, czarną skórzaną kurtkę i białe converse. Przywitałam się z nim buziakiem w policzek i już chciałam wychodzić kiedy on mnie zatrzymał.
- Kochana, tam dokąd jedziemy taki strój nie przejdzie.
- O co ci chodzi ? Coś jest z nim nie tak ? - zdziwiłam się.
- Chodź się przebrać. 
Zaciągnął mnie do mojej sypialni i zaczął przeglądać ciuchy w mojej szafie (czytaj: rozwalał i wyrzucał na podłogę wszystkie po kolei).
- Ubierz to. - wyszczerzył się do mnie. - Coś nie tak ? - zapytał widząc moją zdziwioną minę.
- Hmmm... Generalnie zestaw dobry, ale nie będę czuła się w tym najlepiej. - skrzywiłam się. 
- Proszę cię. Będę czuł się zaszczycony kiedy się w to ubierzesz, bo będę wiedział że mam przy sobie najpiękniejszą kobietę na świecie. - uśmiechnął się słodko.
- Ugh.. ! No dooobra. 
Horan wybrał mi krótką, czarną sukienkę z długim rękawem, czarne, wysokie czółenka z zapięciem na górze i srebrny naszyjnik. Zrobiłam do tego mocniejszy makijaż i szybko pomalowałam paznokcie na czarno. 



Kiedy wyszłam z łazienki, Niall szeroko się uśmiechnął.
- Wyglądasz zajebiście mała. - wyszczerzył się.
- Huh ! Dzięki. - puściłam mu oczko i wzięłam mój blado różowy płaszczyk.
- Możemy już iść ? 
Odpowiedziałam mu jedynie skinięciem głowy i razem ruszyliśmy do jego samochodu.

Jechaliśmy w ciszy, ale to nie była krępująca ani niezręczna cisza, tylko zdecydowanie ta przyjemna. Kiedy minęła już 40 minuta jazdy spytałam się:
- Daleko jeszcze ? 
- Nie, już jesteśmy.
Po tych słowach zobaczyłam sporej wielkości budynek. Głośną muzykę było słychać już daleko od wejścia - jednym słowem - klub.
- Niall, po co mnie tu zabrałeś ? Przecież wiesz, że nie przepadam za takimi miejscami - skrzywiłam się
- Żebyś w końcu oderwała się od nauki i zasmakowała prawdziwego życia...- powiedział i pociągnął mnie w stronę wejścia.

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział ^-^ Nie mogę doczekać się kolejnego :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Czytam dalej <3! Kto to pisze? Wyczuwam niemały talent ;)

    OdpowiedzUsuń